Wojenne notatki księdza Doli o Burakówce
Informacje można znaleźć wszędzie
Źródłem genealogicznym, zwłaszcza tym pozametrykalnym, może być wszystko. Miejscowość, którą się szczególnie interesuję, Burakówka na Podolu, ma wyjątkowe szczęście, a w zasadzie szczęście mam ja. Chociaż miejsce z którego pochodzi moja rodzina po kądzieli jest niewielkie, to wciąż docierają do mnie nowe materiały na jej temat. Prawdziwą perłą są wspomnienia Stanisława Skrzypnika, o których pisałem tutaj. Myślałem, że mnie już nic nie zaskoczy. Tymczasem na przeze mnie założonej grupie Genealogia na Kresach na Facebooku, zamieściłem post dotyczący moich poszukiwań emigrantów z Burakówki do Argentyny. Dzięki niemu odezwał się do mnie pan Bogusław. Wprawdzie nie pomógł mi w rozwikłaniu argentyńskiej sprawy, ale podzielił się ze mną równie ciekawą wiedzą.
Ksiądz Dola
Pan Bogusław jest synem siostrzenicy Ryszarda Doli, księdza z Kuźni Raciborskiej, który był proboszczem parafii św. Józefa w Burakówce od 1939 do 1945 roku. Właśnie jest w trakcie tworzenia książki na podstawie notatek, które sporządził ksiądz Ryszard w czasie wojny. Jest to fenomenalny materiał, który ukazuje jak wyglądała wojna oczami kapłana. Dzięki wspomnieniom dowiadujemy się także o życiu codziennym Burakówki. Przeglądając szkic dzieła pana Bogusława często spotykałem znajome nazwiska, a przede wszystkim nazwiska moich krewnych. Wspomnienia ukazują także jak dramatyczne były losy tej małej miejscowości i społeczności, która w niej mieszkała. Ta część Podola do 1939 roku była polska, potem chwilę rosyjska, a następnie od 1941 do 1944 roku była pod okupacją niemiecką i rumuńską.
Dramatyczne relacje z sąsiadami
Zarówno wspomnienia Stanisława Skrzypnika jak i księdza Ryszarda Doli nie są przychylne ani okupantom ani Ukraińcom. Trudno się dziwić. Mimo to ja mam nieco więcej dystansu do naszych relacji z Ukraińcami i coraz częściej myślę żeby napisać artykuł o moich przemyśleniach, a przede wszystkim o tym jak zachowują się współcześnie Polacy w stosunku do Ukraińców. Dlatego proszę z dystansem podejść do poniższego cytatu gdyż nie znamy kontekstu sytuacji z 1943 roku:
16 V
Odbył się odpust Opieki św. Józefa. Rano 8:30 Msza św. o 9:30 druga Msza św., od rana spowiadano. Kazanie wygłosił na dworze ks. wikary z Jazłowca. Na sumę miał przyjechać ks. Kan. Szczepan Jurasz z Czerwonogrodu. Nie przyjechał, nie powiadomił. Sumę odprawił ks. Wałowski z Boremian, który na wszelki wypadek był w rezerwie. Po sumie coran SS. Procesja i Te Deum. Upał był bardzo wielki. Po sumie zaczął się bardzo silny wiatr. Tak, że na nieszpory ludzi w obawie nawałnicy bardzo mało przyszło. Około godziny po nabożeństwie majowym widziałem jak się młodzi rusini gdzieś w stronę cmentarza patrzą. Wyszedłem i na polu, może jakieś 150 metrów od kościoła, było wielu młokosów a dochodził do nich inny. Zaczęła się bójką i pobiegłem na miejsce. Jakieś 15 Ukraińców napadło Piotra Sobczako (zwanego moskalik) i bili go, kopali, a gdy ten już leżał nieprzytomny na ziemi, jeszcze go kopali, a Bojczuk skakał po pobitym. Kiedy nadszedłem oni zaczęli się rozlatywać. Skrzywiony mocno wstaje Sobczak, odprowadzam go i oddałem go w ręce Polaka Skrzypnika, a ten odprowadza go do domu.. Przewodził tej bandzie Żółciuk (syn Marii) i strasznie pyskował. Wszyscy obecni do 16 bili i kopali biednego napadniętego. Tak budują Ukrainę. Podszedłem do nich, ale naraz wszyscy się rozeszli. Dziś 22 V od 4-ech dni ochłodziło się i w ciągu dnia silne wiatry. Rano temperatura o 7-mej godz. Jakieś 5℃, w południe ledwo 10℃ i znowu padało. S. Anna Ciemna leży chora od 9 V. Odpust przeleżała, chociaż rozporządzała. 19 V. Zabrali tajni S. Józefę Mostową. Do dziś nie wiadomo gdzie i co się z Nią stało.
Co ciekawe Sobczak (Sobczuk), Skrzypnik, Bojczuk i Żółciuk (Żołtniuk) to rodzina. Jak wszyscy w tej miejscowości mniej lub bardziej spokrewnieni. To pokazuje co może się stać z człowiekiem, który jest karmiony nienawiścią, którego brat na brata szczuje i gdzie brat brata traktuje jak psa. Bardzo skomplikowane są nasze relacje z Ukrainą i zamiast je naprawiać to jeszcze dolewamy oliwy do ognia, ale o tym wszystkim, tak jak obiecałem, napiszę innym razem.
To tylko niewielki fragment notatek księdza Ryszarda. Nie mogę doczekać się aż całość przestudiuję. Czekam także na publikację pana Bronisława.
Ksiądz Dola po wojnie trafił do Wrocławia gdzie został zobligowany do utworzenia pierwszej po wojnie krawieckiej szkoły zawodowej dla dziewcząt. Następnie został wysłany do Lubinia Legnickiego gdzie pełnił funkcję dziekana dekanatu Lubiń. W 1965 roku zmarł i został pochowany w Lubiniu.